Małgorzata Rozenek-Majdan
Prezenterka telewizyjna, pisarka, autorka książki „In vitro. Rozmowy intymne”
Dlaczego zdecydowała się Pani na napisanie książki o in vitro?
Od pewnego czasu metoda leczenia niepłodności, jaką jest in vitro, budzi bardzo różne opinie i polaryzuje nasze społeczeństwo. Niestety wiele głosów, które pojawiają się w publicznej debacie, jest nieprawdą, wynikającą może z niewiedzy, może z ignorancji… Towarzyszy temu również wiele nieprawdziwych opinii, które są krzywdzące dla wielu z nas. Jestem mamą dwójki cudownych chłopców i gdyby nie in vitro, nie mogłabym cieszyć się macierzyństwem. Książka „In vitro. Rozmowy intymne” to pewnego rodzaju manifest, w którym chcę powiedzieć „Dość!”. Mam nadzieję, że za sprawą tej publikacji, choć mała garstka osób zmieni zdanie i zrozumie, że dla niektórych, ten sposób leczenia niepłodności jest jedyną drogą, żeby poznać cudowne oblicze macierzyństwa.
W Polsce in vitro to temat kontrowersyjny. Jak się Pani z tym czuła w trakcie starań? To przecież ogromny wysiłek, zarówno fizyczny, jak i psychiczny.
Rzeczywiście, in vitro wymaga bardzo wielu przygotowań. Istnieją dwa protokoły, przez które można przechodzić w trakcie leczenia: tzw. „krótki” oraz „długi”. Przy długim pierwszym etapie jest największe wyciszenie hormonów oraz pracy jajników. Można określić to jako tak zwaną „ciszę przed burzą”, gdyż za chwilę jajniki czeka wytężona praca, polegająca na namnożeniu komórek jajowych. Długość tego etapu zależy od danej osoby i trwa różnie, zazwyczaj możemy mówić o ok. dwóch tygodniach, ale zdarzają się przypadki, że specjaliści decydują się go wydłużyć. Ten etap jest dla kobiet straszny, bardzo źle wpływa na samopoczucie. Przechodziłam go tylko raz.
Czy Pani lub Pani rodzina spotkaliście się z piętnowaniem ze względu na in vitro?
Nigdy nie spotkaliśmy się z piętnowaniem czy wytykaniem palcem. Moi synowie wiedzą, że lekarze pomogli mi w tym, żeby przyszli na świat. Przyjęli to zupełnie normalnie. Znam jednak wiele rodzin, które ukrywają ten fakt nawet przed najbliższą rodziną, bo boją się ostracyzmu i słów krytyki. Tak nie powinno być. I mam nadzieję, że debata, którą właśnie rozpoczęliśmy, zmieni nastawienie ludzi do tematu in vitro.
Jak poradzić sobie z poczuciem winy i wstydem, który często pojawia się u niepłodnych?
Rzeczywiście, często u kobiet, ale i u mężczyzn pojawiają się poczucie winy oraz wstyd. Bardzo często się z tym spotykam. Praca nad „In vitro. Rozmowy intymne” jeszcze bardziej uzmysłowiła mi ten fakt. W moim przypadku nigdy nie pojawiły się takie uczucia. Znam każdy smak sukcesu i porażki, jeżeli chodzi o metodę in vitro. Znam radość oraz łzy, które towarzyszą procedurze. Nigdy jednak nie pojawiło się u mnie myślenie, że skoro teraz się nie udało, nie ma sensu walczyć dalej. Osoby mające problem z zajściem w ciążę muszą uzmysłowić sobie, że niepłodność to choroba i są na nią sposoby. Brzmi to może dość trywialnie, ale tak właśnie jest.
Jakich rad udzieliłaby Pani parze, która decyduje się na in vitro?
Czas jest kluczowy. Pary, które mają problem z zajściem w ciążę nie powinny zwlekać, przekładać na potem, na później, na „za jakiś czas”. Każdy rok, a nawet miesiąc może odegrać kluczową rolę w leczeniu.
Dlaczego warto przeczytać Pani książkę? Kto powinien to zrobić i co dzięki temu zyska?
To jest książka dla każdego: par, które starają się o dziecko, ludzi, którzy sceptycznie podchodzą do tematu in vitro, jego zwolenników i całkowitych przeciwników. „In vitro. Rozmowy intymne” pozwala szerzej przyjrzeć się temu tematowi i poznać go. Dzięki rozmowom ze specjalistami, które znajdują się w książce, dostajemy dokładny wgląd w to, czym tak naprawdę jest ta procedura. Książka pokazuje też aspekt ludzki, trudności, kłopoty, łzy rozpaczy, ale i łzy szczęścia. Jeszcze raz zaznaczę: ta książka to początek dużej debaty, która ma zmienić atmosferę wokół tematu in vitro. My dopiero zaczęliśmy rozmawiać. I będziemy prowadzić dyskurs do czasu, aż będzie on potrzebny.